Ulokowany został w pobliżu III batalionu, na
Poniższy szkic ilustruje rozmieszczenie poszczególnych obiektów
(ziemianek) IV batalionu.
Rys. Janusz Bohdanowicz Czortek, Henryk Jabłuszewski Pirat
Wacław Gilicki ur. 9.10.1924 r. w Wilnie,
Gorzów
1948 r.
ps. Gil, zm. ok. 1987 r.
Wacek Gilicki pojawił się we
wrzeniu 1939 r. w II klasie
Gimnazjum im. Zygmunta Augusta
w Wilnie. Od razu zostalimy bliskimi kolegami. Był
on jedynakiem. Poprzednio mieszkał z rodzicami w Mołodecznie. Ojciec
jego był zawodowym podoficerem 85 pułku piechoty. W Wilnie Giliccy mieli duży drewniany
dom przy ul. Trwałej,
w pobliżu ul. Plutonowej, gdzie mieszkałem.
Bylimy najbliżej siebie
mieszkajšcymi uczniami z klasy. W szkole
siedzielimy
w jednej ławce,
chodzilimy razem na ryby. Wacek był mistrzem w łowieniu uklejek. Byłem częstym
gociem w jego domu, a on w moim. Przebrnęlimy razem przez II i III klasę.
Wybuch wojny sowiecko-niemieckiej przerwał naszš edukację. Wtedy ja rozpoczšłem
pracę w warsztatach
samochodowych HKP, a Wacek wybrał jaki inny sposób ratowania się przed
wywiezieniem na roboty do Rzeszy Niemieckiej. Póniej bylimy w partyzantce: on
u Szczerbca (ps. Gil), ja w OR KO jako Zawisza. Spotkalimy się dopiero w
Miednikach. Do Kaługi dotarlimy oddzielnie, ale tutaj parę razy spotkalimy
się. Po wysłaniu do lasu na truda-front (front pracy) nie widzielimy się.
Dopiero w lutym 1945 r. moi rodzice przekazali mi jego adres. Dzieliło nas
zaledwie
F
r a g m e n t y l i s t ó w
W a c k a
8-10.09.44
Moja Mamusia pisała, że długo nie odzywałe się.
Teraz dostałem Twój adres i
piszę do Ciebie więtoszku. W jakim jeste batalionie, na którym kilometrze? Ja w IV-tym na |
27.06.45 Jak widzę u was jest gorzej. U nas tylko jedna
rota staryków, reszta to młodzi, przeważnie z Wilna. Obok mnie leży Gizel
(Gizelewski), Cywa (Cywiński),
Bohdanowicz, kilku kolegów z
Mołodeczna i z Wilna. Chyba cała Łosiówka jest u nas. Jest Czesiek Ławrynowicz i
wielu z Zygmunta Augusta. Naszš rotę
od 10 bm. rozbili po innych, bo liczyła już tylko 80 ludzi i połowa sami
majstrzy, którzy nie chodzš do roboty. Zbyszek Pietkiewicz wrócił do domu,
jest bez ręki. |
6.07.45 Z lasu zdjęli, pracuję teraz przy reperacji
dróg, czyli zbieram poziomki. Zdaje się jednak, że pójdziemy na wynoskę
drewna z lasu. |
16.07.45 Przyjeżdżał do nas jeden facet z Wilna, więc
posłałem przez niego kartkę, a teraz przyjechał ze słoninkš. U nas chłopcy
otrzymujš moc paczek, przywożš je
koniem (z poczty). U nas chłopcy majš spółki, po dwóch, trzech lżej się żyje. U nas był facet, który u Was
mówił o naszym wyjedzie. Pytali go (wykrelenie ingerencja cenzora). Chłopaki
wykonujš tylko pół normy, wzięto naszš rotę, mimo należnego odpoczynku.
Wierzę w nasz wyjazd. Nawet jak nie będę miał polskiego adresu rodziców,
zapiszę się do Polski, bo jeli podam Wilno, to oni co wymylš i znowu
wylšdujemy w jakim lasku lub innej pracy.
|
23.07.45 U
nas temat jest tylko wyjazd, chociaż ja nie mogę w to uwierzyć. Wszystkich
gnajš do pracy, aby wypełnić plan, nawet cieli, kowali, zdrowych dniewalnych i innych funkcyjnych, którzy nie
chodzili do lasu. Ja natomiast na odwrót zostałem dniewalnym mam wrzód,
stworzyłem takš atmosferę, że zostałem
zwolniony od lasu na dłużej. Chłopcy
na grandę szykujš się do wyjazdu: szyjš chlebaki, kociołki i inne
rzeczy. |
5.08.45 U nas
ostatnio słabo z listami. Nim dostaniemy sš one przed tym lekturš. Pisz więc
przenoniami lub w ogóle nic takiego nie pisz. Od 15 nie pracuję, codziennie
zjadam masę jagód, czasami chodzę na grzyby. Szkoda, że nie ma do nich
kartofli, z którymi jest gorzej,
młode sš bardzo drogie. A teraz radzę, jeżeli namacasz jeża, to wal go w łeb, nie do ognia i smal jak
winię. Skórka smalona, zupełny zapach
i wyglšd wieprzowiny. Tak chcę Ciebie ujrzeć, mylę, że cholernie się
rozrosłe, bo ja cherlak, tylko żaden czort
mnie nie bierze. Jak wrzód wyskoczy to ino na korzyć. |
16.08.45
W naszej ziemiance nikt nie pi, gdy zganie
wiatło, a nawet przy nim, miliony
pluskiew po narach, belkach spaceruje, pchły skaczš, a myszy drapiš po kociołkach.
Wszystko to głodne, drapieżne i odważne. Czy u Was teraz ta cholerna jak nasz sierżant Ukrainiec mówi bałanda? Nie rozumiem waszej cholernej pracy. U nas gdzie
by nie pracował, każdy nazbiera jagód i grzybów. Czesiek Cywa ma zamiar odejć. |
8.09.45 Mylałem, że zerwałe się (uciekłe), bo u nas już
sporo posapało. U nas nikt głodny nie chodzi. Chodzimy na pyrki, odżywiamy
się niele. Na wyjazd kładę pałeczkę, bo oni dwa razy takš położyli na nas.
Zrywać się (uciekać) nie mylę, bo wiem, że nie wytrwam. Bez szans trudno
zajć, żeby wiedział co za różne wypadki
u nas z tym były. |
17.09.45
Chłopcy z przemówień miejš się. Politruk pyta: sš
pytania? Było zimno, więc jeden pyta,
jaka dzisiaj temperatura? Jednym słowem humor jest i wałek na wszystko. Wczoraj z
powodu złej pogody odwołano koncert. Mamy fantastycznych komików, znajš ich w
całej okolicy, orkiestra też najlepsza. Jak żałuję, że Ciebie Janusz nie
ma tu z nami. |
Grupa naszych chłopców przed
samochodem Zis-5, jakimi zwożono drewno z lasu.
Dwoje małych dzieci prawdopodobnie którego z
sowieckiej kadry.
(Zdjęcie z ksišżeczki
W.Czarneckiego Kresowe losy).
Stanisław Golda ur.
30.07.1926 r., Puzele, woj. wileńskie,
żołnierz IX Brygady
Rozbrojony
w Puszczy Rudnickiej 19 lipca 1944 r. wraz ze znacznš częciš swego oddziału.
Do obozu w Miednikach doprowadzony
20.07. 44 r. Z Miednik
wywieziony 28.07.1944 r. pierwszym
transportem ze stacji
kolejowej Kiena.
W wagonie było 45 osób,
drzwi zostały zadrutowane oraz obsadzone uzbrojonš eskortš. W czasie transportu
panowały warunki uwłaczajšce
godnoci ludzkiej. Racje
żywnociowe głodowe dwa suchary i pół ledzia
solonego. W lipcowe upalne dnie dawano na 45 osób 1 wiadro wody, nie przegotowanej, w czasie deszczu
łapalimy deszczówkę, by zaspokoić
zapotrzebowanie organizmu na płyn. Czasem udawało się uprosić wartownika,
najczęciej za zegarek, jeżeli który z kolegów miał i zgodził się go oddać, o
podanie wiadra wody. Raz dziennie bylimy wypuszczani z wagonów celem
załatwienia spraw fizjologicznych. W końcu wielu zachorowało na krwawš
dyzenterię, a więc częsta biegunka. Załatwiano się przez wysoko umieszczone
okno, stojšc na ramionach kolegów. W czasie transportu, nocš, zdarzyła się,
jeszcze na terenach Polski, przed Smorgoniami, udana ucieczka.
Do Kaługi
dojechalimy 5.08.44 r. Zostałem przydzielony do IV batalionu. Po odmowie
przez wszystkich żołnierzy przysięgi według sowieckiej roty wysłano nas do wyrębu lasów za Moskwę. Mieszkalimy w
ziemiankach, wykonanych przez nas samych. Warunki mieszkalne były skandaliczne.
Nie było żadnego posłania, prycze były z dršgów, czasami wysłanych gałęmi
wierkowymi. Szybko rozmnożyły się insekty: pchły, pluskwy i wszy. Te ostatnie
były oficjalnie zwalczane (przeglšd na W
i odkażanie w prażyłce), na pluskwy i pchły nie zważano. Praca w lesie
była katorżnicza. Norma pracy z
wojskowe
płaszcze, koszule i kamasze. W
Kirowie przebywalimy około 2 tygodni,
spędzilimy tu więta Bożego Narodzenia. Dnia
11.01.46 r.
przekroczylimy granicę w Terespolu,
gdzie przejęli nas żołnierze
Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego.
Pamištkowy piercień
wykonany dla Stanisława Goldy
W Białej Podlasce wydano nam zawiadczenia.
Moje nosi nr 1085 z datš wydania 13.01.46 r. 18.01.46 r. dotarłem do
Myliborza, gdzie była już moja rodzina repatriowana z powiatu Mołodeczno.
Fragment
listu Wacława Walukiewicza do
Okręgu Wileńskiego ZŻAK:
Sprawa dotyczy ewidentnego mordu dokonanego
przez oficerów kierujšcych łagrem w lesie, w Korobowskim rejonie, w pobliżu wsi
Malejcha i redniaki, dokonanym na łagierniku dnia 1 maja 1945 r. Nazywał się
on Józef Złotkowski, pseudonim Ogórek. Był
żołnierzem AK. Rozbrojony w 1944 roku
i wywieziony do Kaługi, a następnie do lasu w w/w rejonie. Józek z drugim kolegš biegli do lasu. Oficerowie
pobiegli za nimi wzywajšc do powrotu. J.Złotkowski zatrzymał się i sam wracał z
podniesionymi rękoma do góry. Przyprowadzili go do łagru i wtedy jeden z
oficerów sowieckich strzelił do
niego z bliskiej odległoci. Następnie podbiegł drugi oficer tylko oficerowie
mieli przy sobie broń strzelił do leżšcego na ziemi J.Złotkowskiego, który
już nie dawał znaków życia. Co zrobili z
ciałem, nie wiem44.
Zenon Sarnecki
ur. 1.01.1920 r. w
Wilnie
Żołnierz Garnizonu Wilno i 3 Brygady
Szczerbca AK Okręgu Wileńskiego. 16 lipca 44 r. przebywał oficjalnie w
Wilnie na podstawie zezwolenia sowieckiego gen. Czerniachowskiego, mimo to
został aresztowany i osadzony w Miednikach. W czasie rewizji przed
wyjazdem z Miednik ocalił
jedynie medalik z łańcuszkiem, resztę
skonfiskowano. 29.07.44 r. załadowany został wraz z innymi na stacji kol. Kiena
do wagonów towarowych. Warunki podczas transportu okrela jako tragiczne. Przyjazd do Kaługi nastšpił 5.08.44 r.
Przydzielony został do 1 plutonu 2 kompanii w II batalionie, który był
zlokalizowany w nowych koszarach
(garaże po czołgach). Pluton
liczył 35 ludzi. W batalionie były cztery roty (kompanie). W czasie szkolenia
wojskowego przechodził musztrę i szermierkę (walka na bagnety). Do złożenia sowieckiej przysięgi
przygotowywano na tzw. politzaniatiach. Znane mu były przypadki wzywania
przez służby specjalne na przesłuchania, z
których
przesłuchiwani najczęciej nie
wracali do swojej jednostki. Wykonywał w
Kałudze prace pomocnicze: przynoszenie
cegieł z miasta, zamurowywanie drzwi w garażach sypialniach,
remonty w Ispałkomie,
oddelegowanie do zakładów pracy
(Pałatnianyj Zawod). Wspomina, jak na rozkaz dowódcy roty demontowali nocš
słupy elektryczne, użyte póniej do budowy umywalni w koszarach. Od padziernika 44 r.
do czasu wyjazdu do pracy w lesie był
włšczony do
plutonu narciarzy, których instruktorem był dr M. Pimpicki. Z
plutonu miano wyłonić reprezentację pułku w zawodach narciarskich.
Do pracy w lesie przybył 24.12.44 r. Był w IV batalionie na
Zawiadczenie z pieczęciš
jednostki wojskowej nr 36990,
wystawione na nazwisko Sarna Zenon
(pod takim nazwiskiem występował Zenon Sarnecki).
Zdzisław Christa ur. 25.04.1925 r. w
Lidzie,
żołnierz 3 Brygady Szczerbca, ps.
Mamut
Do obozu w Miednikach
zgłosił się sam, ponieważ uznał to za lepsze rozwišzanie niż pozostanie w
Wilnie, gdzie los polskich partyzantów był niepewny. Podczas rewizji przed
wyjazdem nie udało mu się niczego nielegalnego zachować. Jako datę
załadowania do wagonów w Kienie podaje 4.08.44 r. Liczbę wagonów w transporcie
okrela na około 30. Warunki przewozu do
Rosji: dotkliwy brak wody, bardzo ograniczone wyżywienie, brak możliwoci
załatwiania potrzeb fizjologicznych.
W ostatecznoci dokonywano tego przez wysoko umieszczone okienko wagonu.
Jak słyszał, w trakcie takiego załatwiania się w okolicach Wiamy został
zastrzelony przez konwojenta jeden z naszych chłopców. Dokładnej daty przybycia
do Kaługi nie pamięta. W czasie ewidencji podał się za Zdzisława Mamuta i pod
takim nazwiskiem tam figurował. Został przydzielony do batalionu ckm-ów, do
drugiej kompanii. Pluton liczył
50 żołnierzy, w kompanii były trzy plutony. Iloci batalionów nie
pamięta, ale prawdopodobnie było
ich 4. Jego batalion umieszczono w nowych koszarach (białych), tj. po dawnych
garażach. Szkolenie wojskowe obejmowało poza musztrš naukę o broni, szermierkę
i zajęcia polityczne. Po pewnym
czasie uczono w kompaniach roty
przysięgi wojskowej. Chłopcy pytali, ile razy przysięga żołnierz. Powiedziano
im, że jeden raz, a więc już takš przysięgę złożylimy odpowiadali nasi. I w
ten sposób nie doszło do jej
złożenia. Rozpoczšł się okres różnych prac, jak noszenie cegieł, odbudowa
pomieszczeń Wojenkamatu, prace w fabryce papieru koło Kaługi. Wreszcie wyjazd
do prac lenych. Zdzisław wyjechał w drugim rzucie, tj. 24.12.44 r., do IV
batalionu koło miejscowoci redniakowo. W pierwszym okresie, tak jak
większoć naszych chłopców, był zatrudniony przy wyrębie lasu. Po wykonaniu
instalacji elektrycznej w ziemiankach obsługiwał agregat pršdotwórczy.
Następnie został odkomenderowany do pracy w cywilnej firmie w
redniakach jako mechanik samochodowy. Warunki bytowania były bardzo prymitywne
brak jakiejkolwiek pocieli, niewystarczajšce jedzenie, pluskwy i pchły,
zaziębienia, wierzb i wypadki w
pracy. Jego partner od piły, Heniek Surowiak, wskakujšc do jadšcego pocišgu
stracił nogę. Niektórzy podejmowali próby ucieczki. W przypadku złapania
groziły wieloletnie wyroki obozu pracy. Zdarzył się i gorszy przypadek. Kiedy
złapano naszego chłopca (ps. Ogórek), został zastrzelony przez d-cę
l kompanii (sowieckiego oficera) na oczach zebranego w tym czasie przed koncertem
prawie całego batalionu.
W połowie grudnia 1945 r. nastšpił
wyjazd z lasu, przez Moskwę
do Kirowa, gdzie Zdzisław wraz ze
Zbyszkiem Daszkiewiczem obsługiwali lokomobilę wytwarzajšcš pršd oraz pompę do wody i z tego powodu jako
jedyni przyjechali do Polski z nieobciętymi włosami na głowie. Wyjazd z Kirowa nastšpił 4.01.45 r. W
końcu była Biała Podlaska, gdzie wystawiano zawiadczenia Urzędu
Bezpieczeństwa. Ludnoć Białej Podlaski zgotowała wspaniałe przyjęcie, dzielšc
się, czym chata bogata!
Grupa żołnierzy IV
batalionu.
Pierwszy od prawej Marian
Kwieciński (żołnierz l Brygady Juranda)
Żołnierze IV batalionu
.
Od lewej: Stanisław Szarycz,
Janusz Bohdanowicz i Wacław Dziekciarewicz
Od lewej: Janusz
Bohdanowicz (7 Brygada Wilhelma)
i Antoni Zdzisław
Sykuła (Garnizon m.Wilna)
* Zdjęcia na str. 196-197 pochodzš ze zbiorów Janusza Bohdanowicza.
Jerzy Jan Ossowski ur. 20.04.1922 w Wilejce,
żołnierz 3 Brygady Szczerbca, ps.
Osa
Pochodził ze starej szlacheckiej rodziny herbu Dołęga,
dokumentu-jšcej się od XVII w.
W 1939 r. był uczniem II
klasy Liceum im. H.Sienkiewicza w Wilejce. Egzamin maturalny złożył w 1941 r.
już w sowieckiej 10-latce. Działalnoć konspiracyjnš rozpoczšł w 1939 r. jako
harcerz Kresowej Drużyny Żeglarskiej. Od listopada 1943 r. był żołnierzem 3
Brygady Szczerbca. Przed operacjš Ostra Brama został dowódcš drużyny
saperskiej, a po tej operacji dowódcš plutonu ckm. 18 lipca 44 r. został
aresztowany. Trafił do obozu w
Miednikach, a stšd do Kaługi, gdzie został przydzielony do IV batalionu ckm. Po
odmowie złożenia sowieckiej przysięgi wywieziono go do prac lenych w IV
roboczym batalionie.
Do kraju wrócił w styczniu 1946 r. W 1950 r. ukończył studia na Akademii Handlowej w
Szczecinie. Tam też pracował jako rewident w Zwišzku Spółdzielczoci Pracy.
Jeden z najaktywniejszych działaczy w rodowisku byłych żołnierzy AK, ostatnio prezes Okręgu ZŻAK w Szczecinie.
Od lewej: Jerzy Ossowski,
Juliusz Uszko (autor rysunków), Romuald Sienkiewicz
Władysław
Pieracki Pirat. Rys. J.Uszko
Romuald Sienkiewisz Orda z Wilejki
Jerzy Ossowski w rysunkach
Juliusza Uszki wykonanych na kartkach pocztowych: latem w furażerce i w czapce
zimowej
Końcowy okres pobytu w
lasach podmoskiewskich przedstawił
w swoich wspomnieniach Zygmunt Czernik,
ps. Stefan:45
Nastšpił trzeci ze wspomnianych okresów pobytu naszego
w tym raju. Charakteryzuje się on dalszym rozlunieniem, chociaż cišgle jeszcze
obowišzuje dyscyplina, odbywajš się
apele, pracujemy w dalszym cišgu na normę, wyżywienie tak samo nędzne jak
dotšd itd. Pozornie bez zmian, a jednak [...] czuć powiew wolnoci. Humory
się poprawiły, ale wzrosła niecierpliwoć czekania. Aż pónš jesieniš, kiedy
zaczynał już padać nieg wybuchło! Przed wieczornym adbojem zarzšdzili
zbiórkę. Uszeregowali nas w ziemiance wzdłuż prycz i kamandir owiadczył, że
następnego dnia odmarsz do
Sieriebriakowa tam do wagonów
i do Polski. Ale każdy musi złożyć
pisemne owiadczenie [...]: Ja takoj to a takoj żełaju jechat w Polszu.
Kto chce zostać na stałe [...]nie składa żadnego owiadczenia. Termin składania i nieskładania do
adboju, to znaczy do godz. 9-tej.
Ogarniała nas niezmierna radoć nareszcie... A
jednoczenie wielu wpadło w panikę: co robić? Dali nam zaledwie parę
godzin czasu, a tu prawie nikt nie ma skrawka papieru, pisać po rosyjsku nie
umie nikt, no może ze dwóch [...]. Normalnie kwitł handelek papierem listowym.
Ci, którzy go mieli, bo im go przysłano z domu, cięli na kawałki wielkoci
dwóch dłoni i sprzedawali po ustalonej cenie. Taki arkusik
to 10 rubli lub obiadowa porcja chleba. Teraz dopiero okazała się
koleżeńska solidarnoć. Byli i tacy co mieli papier, cięli go na kawałki i
rozdawali za darmo. Starczyło dla wszystkich. Znalazł się i chemiczny ołówek,
bo tylko takim wolno było pisać. Ja i drugi kolega umiejšcy pisać po rosyjsku
usiedlimy przy czym w rodzaju stolika, ustawiła się kolejka i do adboja
wszyscy mieli owiadczenie gotowe. Oddalimy je kamandirowi. Wyranie widać
było złoć i zawód. Z całej roty liczšcej stu ludzi tylko jeden zgłosił chęć
pozostania, ale chociaż urodzony w Wilnie był to Rosjanin. Cała reszta, jak
jeden mšż, zgłosiła chęć powrotu do
Polski, chociaż wielu miało jeszcze rodziny na Wileńszczynie. Ale ogarnšł
wszystkich jeden przemożny impuls: jak najdalej od tej przeklętej ziemi! Każdy wolał jechać na lepo, w nieznane, byle
tylko nie zostać w tym piekle, gdzie człowiek nie był człowiekiem. Był albo
katem oprawcš, albo ofiarš skazanš na beznadziejnoć.
Nazajutrz rano maszerujemy
pełni najlepszej nadziei do tego Sierebriakowa. Tam do nas dołšczajš ci, którzy
z różnych względów już tam przebywali, a potem na wagony! [...]. Nareszcie do tej
wymarzonej, wynionej, wytęsknionej Polski! Jakš jš znajdziemy? Nikt nie wie i nikt nie zaprzšta sobie tym głowy. Ważna jest ta jedna myl: jedziemy!
W wielu wspomnieniach można znaleć ciekawe opisy krótkiego pobytu w
Moskwie, przez którš wieziono do następnego punktu postoju w Kirowie.
Tu trzeba było spędzić drugie już więta Bożego Narodzenia na wygnaniu.
Były one już prawie radosne, bo mimo pewnej zwłoki wszyscy wierzyli w rychły
powrót do normalnych warunków życia. Nastšpiło przemundurowanie
w angielskie sorty i ostatni etap powrotu przez Brzeć nad Bugiem jako
nowej stacji granicznej między Polskš i ZSRR.
***
Zaraz po przekroczeniu polsko-sowieckiej granicy
pocišg na chwilę się zatrzymał i tu opuciła nas sowiecka kadra. A tak się
cieszyli, że pojadš z nami do
Polski, która mimo ogromnych zniszczeń wojennych była uznawano jednak za obszar
względnie ustabilizowany, o wyższym poziomie życia. Pierwszš polskš stacjš był
Terespol. Ze wzruszeniem ujrzelimy polskich kolejarzy, stare przedwojenne,
granatowe kolejarskie rogatywki
z małymi orzełkami. Wagony zostały otwarte przez polskich
żołnierzy. Był to jak się okazało
nowy konwój Służb Bezpieczeństwa. Rzucilimy się im na przywitanie.
Zasypywalimy ich różnymi pytaniami, bo bylimy ciekawi, co się dzieje w kraju.
Przyjmowali to z pewnš rezerwę, nie zdawalimy sobie bowiem sprawy, że oni
pełniš służbę. I tak dotarlimy do Białej Podlaski był to dla nas pamiętny
dzień 1 stycznia 1946 roku.
Nazajutrz kazano nam zgłosić
się na posiłek do Państwowego Urzędu Repatriacyjnego
oraz do Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego po zawiadczenia o zwolnieniu.
Było nas parę tysięcy*,
jednakowo umundurowanych. Nic więc dziwnego, ze zwrócilimy uwagę mieszkańców
Białej Podlaski, którzy dowiedziawszy się, kim jestemy, spontanicznie
organizowali nam pomoc przede wszystkim wyżywienie i gocinę w prywatnych
domach. Większoć z nas musiała
jednak nocować w wagonach. Do końca życia pozostanš niezapomniane te pierwsze
chwile spędzone na polskiej ziemi, serdecznoć mieszkańców Białej Podlaski,
dzielšcych się wszystkim, co mieli.
Dniem
szczególnym była niedziela 13 stycznia, kiedy wszyscy, w zwartych szeregach, z
pieniš na ustach udalimy się do kocioła. Półtora roku po pamiętnej mszy
w Miednikach bylimy znowu na mszy w. Ten chłodny, zimowy dzień był tak
radosny i szczęliwy i dla nas i dla nich jakby wybuchła nagła wiosna.
Poczulimy, że rozpoczšł się nowy etap w naszym życiu, chociaż większoć nie
znała jeszcze miejsc pobytu swoich rodzin. Nieliczni tylko wiedzieli, gdzie
szukać swoich. Wydawanie zawiadczeń i biletów kredytowych na przejazd do
wskazywanego miejsca dokonywało się w błyskawicznym tempie. Władzom chodziło o
rozładowanie tego dużego skupiska przeważnie młodych ludzi, których należało
jak najszybciej rozproszyć po kraju.
Charakterystyczny ubiór,
angielskie wojskowe płaszcze to długo potem pozwalało nam się rozpoznawać.
Już w Warszawie spotykalimy się bardzo często. Udzielalimy sobie wtedy
nawzajem informacji, najczęciej o tym, gdzie można dostać co
do zjedzenia. Kršżylimy od stołówki do stołówki i kiedy nie
bylimy już w stanie konsumować serwowanych smakowitych, gęstych zup, ukradkiem
chowalimy do naszych toreb chleb,
w obawie, że jutro może go nam zabraknšć. Był to swoisty syndrom poobozowy. Ludzie byli bardzo życzliwi, współczuto nam i cieszono
się z naszego powrotu.
Jedynie w Poznaniu jakby mniej interesowano się nami. Miasto nie było dotknięte
większymi zniszczeniami, wyglšdało prawie normalnie. Tu spotkałem grupę naszych
z I batalionu. Byli nieco podochoceni. Pamiętam, że jeden z nich lubował,
tam w lesie, że jeżeli uda mu się wrócić
do kraju, zostanie pełnym abstynentem. Pomylałem nawet, że człowiek tak
szybko zapomina o swoich przyrzeczeniach.
W końcu każdy z nas znalazł swoje miejsce w
nowej rzeczywistoci, obejmujšc na przykład opuszczone gospodarstwa na Ziemiach
Odzyskanych. Większoć, szczególnie młodszych, kontynuowała przerwanš naukę.
Wielu ukończyło studia wyższe, niektórzy powięcili się pracy akademickiej.
Dzisiaj trudno już przeledzić losy ludzi, którzy zwišzani byli z tš kartš
naszej historii. Wielu już nie żyje, a najmłodsi dożywajš osiemdziesištki.
Niedługo więc zabraknie bezporednich wiadków tamtych wydarzeń. Z tym większym
poczuciem obowišzku podjšłem się tego opracowania, chociaż zdaję sobie sprawę z
jego niedoskonałoci.
Biała Podlaska, styczeń 1945 r.
Heniek i Wacek Dziekciariewicz, J.Bohdanowicz
z dziewczętami uczennicami gimnazjum*
Janusz Bohdanowicz z dziewczętami, które
przygarnęły go na kwaterę
Biała Podlaska. Bolesław Borucki (z prawej strony) żołnierz
13 Brygady Nietoperza. Na sowieckich
uszankach polskie
orzełki, bluza i
płaszcz angielskie
Kraków, kwiecień 1946 r.
Grupa naszych chłopców w angielskich
płaszczach, ale już w polskich polówkach
Plakat
informujšcy mieszkańców Warszawy o występie Zespołu Artystycznego
Żołnierzy Repatriantów Kaługa w dniach 2 i 3 lutego 1946 r.
W czasie zbierania materiałów spotkałem się z głosami kwestionujšcymi
okrelanie naszej jednostki jako jednostki wojskowej. Jednym z takich głosów
jest list mego przyjaciela Janusza Bohdanowicza z Gdańska, który przytaczam w
całoci:
Czołem.
List Twój z załšcznikami
otrzymałem. Dziękuję.
Janusz! Przesyłam Ci trochę
materiałów do wykorzystania. Sam zdecyduj, czy będš potrzebne. Ponieważ coraz
bardziej trudno mnie z pisaniem
i czytaniem, nie będę mógł nic więcej do tych papieruchów dodać.
Posiadam jeszcze dużo zdjęć kolegów z różnych batalionów z lasu, ale nie wiem, czy to sš ważne dokumenty.
Ja natomiast mam drobne
zastrzeżenia co do koncepcji przedstawionej przez Ciebie w pimie o tej całej
sprawie. Mnie nie odpowiada obecnie koncepcja przedstawiania Kaługi tak jak
obozów lenych, w formule wojska, którego jak odbieram bylimy żołnierzami.
Ja nigdy nie czułem się obywatelem ZSRR, nigdy nie składałem przysięgi
wojskowej wojsk ZSRR i dlatego bliższa dla mnie byłaby koncepcja demaskujšca
kłamstwa polityczne propagowane przez władze sowieckie jak i PRL-owskie. Faktycznie
nigdy nie bylimy armiš sojuszniczš, ponieważ między ZSRR a Rzeczypospolitš
Polskš nie było w tamtym okresie żadnych stosunków dyplomatycznych. Według
panujšcej wówczas opinii byli oni
sojusznikami naszych sprzymierzeńców i tak powinno pozostać.
Cała otoczka naszej katorżniczej służby była i pozostanie tylko
kłamstwem politycznym, z którym należałoby skończyć. Dlatego opisanie całej
gehenny naszego pobytu na nieludzkiej ziemi wymaga opisania tego z udokumentowaniem,
ale jako pobytu karnego za omielenie się na
działania dšżšce do niepodległego i
niezawisłego bytu Państwa Polskiego.
Wszystkie
nazwy i okrelenia dotyczšce nomenklatury wojskowej podawałbym w cudzysłowie.
Janusz, Ty piszesz i Ty wybierasz, tak koncepcję jak i formę. Ja omieliłem się
podać Ci tylko swoje zdanie. To opracowanie, którego kopię przesyłam,
otrzymałem od kogo, dzisiaj nie pamiętam od kogo. Powinno Tobie się
przydać. Kiedy Kolega z mojej Brygady próbował co pisać o Kałudze, potem
poważnie zachorował i nie wiem, czy co z tego wyszło. Jeżeli chcesz z nim nawišzać kontakt, to podam jego adres.
Wiem, że Kolega Żyndul z Łodzi również zbierał materiały o naszym pobycie w
ZSRR. Może on co mógłby uzupełnić.
Z
poważaniem i życzeniami sukcesu.
Załšczniki:
Kserokopie
fotografii szt. 5
Kserokopie
szkiców dotyczšce tego tematu szt. 5
To prawda, że większy czasokres naszego pobytu w Rosji przypadał na ciężkš, katorżniczš pracę, nie
różnišcš się zasadniczo od warunków pracy w sowieckich łagrach. Podobnym
nadużyciem, nie mieszczšcym się
w zasadach prawa międzynarodowego i zwykłej, zdrowej logiki było
traktowanie mieszkańców dawnych Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej jako
obywateli sowieckich. Narzucona nam forma jednostki wojskowej obcej nam
ideologii to jeden z chwytów systemu komunistycznego, rzšdzšcego się
swoistymi prawami, nie notowanymi w normalnym cywilizowanym wiecie.
Patriotyczna postawa, odwaga i konsekwencja w podkrelaniu na każdym kroku naszej przynależnoci
narodowej i państwowej zasługujš
wszakże na specjalne uznanie i pamięć
historycznš. Stšd zamierzeniem autora było jak najrzetelniejsze przedstawienie
tego epizodu historii wileńskiej i nowogródzkiej Armii Krajowej i dlatego autor
nie mógł pominšć tych realiów, które wiadczš o tym, że sowieci traktowali nas
jako jednostkę wojskowš. Jak inaczej wytłumaczyć to, że od chwili przywiezienia nas do Kaługi zostalimy wtłoczeni w
strukturę wojskowš pułku, z obsadš
sowieckiej kadry oficerskiej i podoficerskiej, która opuciła nas
dopiero w drodze powrotnej, na
granicy w Terespolu, że zmuszano nas do zachowania takich zewnętrznych
atrybutów sowieckiego wojska, jak: umundurowanie, gwiazdki na nakryciach głowy,
naramienniki, musztra wojskowa itp., że obowišzywała nas III kategoria norm wyżywienia (wojsk poza
frontem), że umożliwiano nam
korespondencję pocztš polowš (nr 36990), a w szczególnych
przypadkach moglimy korzystać ze szpitala wojskowego.
Te atrybuty nie
przysługiwały przecież obozom pracy przymusowej. Aby zachować pełnš
prawdę, nie możemy więc zmieniać kwalifikacji naszego statusu, chociaż nie
znamy powodów, dla których w ten sposób nas potraktowano. Być może kiedy
poznamy całš prawdę, o ile taka dokumentacja pozostała w archiwach sowieckich.
Podkrelić wypada, że
szczegółowy przeglšd zasobu Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie nie wykazał naszej
jednostki w wykazie obozów jenieckich, internowanych, batalionów roboczych i
innych zesłań przymusowych Polaków w odróżnieniu od obozu internowania
polskich oficerów Armii Krajowej w Riazaniu, który w tym wykazie znajduje swoje miejsce. Jedynym dokumentem w tych
zasobach, bezporednio zwišzanym z omawianym problemem, jest Sprawozdanie
operacyjne 86 pułku pogr. na tyłach 3 Frontu Białoruskiego, zwalczajšcego
podziemie w rej. Wilna w okresie od 17-26.07.1944 r.
Używanie wobec nas okrelenia żołnierze nie jest naruszeniem prawdy. Nasz los wynikał z decyzji podjęcia walki zbrojnej z niemieckim okupantem. Żołnierzami polskimi bylimy do końca, nawet w czasie przymusowej pracy w lesie. Dlatego na okładce ksišżki na tle mapki z Kaługš i obszarem naszej niewolniczej pracy zamieciłem polskiego żołnierskiego orzełka, ale i pięcioramiennš sowieckš gwiazdkę jako symbol zniewolenia i narzucenia nam obcej przemocy. Uważam, że ta z całš pewnociš mniej znana karta dziejów II wojny wiatowej powinna być na stałe wpisana w historię wojska polskiego.
44 W.Walukiewicz, List do
Okręgu Wileńskiego ZŻAK, Pamiętnik Okręgu Wileńskiego AK,
Bydgoszcz 2000, nr 13.
45 Z.Czernik, Widać koniec
..., Wiano. Trybuna Akowców Wileńskich, Wilno Łód 2000, nr
6.
* W Archiwum Państwowym w Lublinie w zespole
akt P.R.U. (sygn. 142) pod poz. nr 3 wymieniony jest transport z Kaługi,
liczšcy 2.900 repatriantów, przybyłych 11.01.1946 r. do Białej Podlaski.
Dr Dariusz Rogut podaje
liczbę 3.119 żołnierzy AK przybyłych w styczniu 1946 r. do Białej
Podlaskiej w artykule Polsko-sowieckie rozmowy dyplomatyczne
w sprawie zwalniania z obozów Polaków i obywateli polskich z
Wileńszczyzny (1945-1948) [w:] Polska
i jej wschodni sšsiedzi w XX wieku. Studia i materiały ofiarowane prof. dr.
hab. Michałowi Gnatowskiemu w 70-lecie urodzin, pod red. nauk. H.
Konopki i D. Boćkowskiego, Białystok 2004, s. 438.
* Zdjęcia na str. 205-206 ze zbiorów J. Bohdanowicza.